2013/10/28

Książki (nie tylko) na jesień.


Są książki nowe, które otwierają przede mną nowe światy, pokazują nowe rzeczy, smaki, uczą. 
Sa takie, które są ze mną od bardzo dawna i znam się z nimi na wylot, jak ze starymi, dobrymi znajomymi.

Tak jest z książką "Kuchnia Neli" Anieli Rubinstein.
To jedna z nielicznych książek, w których zupełnie nie przeszkadza mi brak zdjęć. 
Opowieści, anegdotki z życia autorki są tak barwne, plastyczne, że brak zdjęć jest tu tylko atutem. Czyta się je jak zapiski z czasów młodości babci, która kiedy była piękna i młoda, prowadziła barwne życie u boku swego męża, wybitnego pianisty, gotując przy tym wyśmienicie dla niego i jego sławnych przyjaciół.
A życie, Aniela Rubinstein, miała niebanalne. Córka dyrygenta, kompozytora założyciela Filharmonii Warszawskiej, Emila Młynarskiego, będąc młodziutką dziewczyną, poślubia wybitnego pianistę, Artura Rubinstein'a. Odtąd jej życie toczy się między koncertami, bankietami w  metropoliach, w których Artur koncertuje, by w końcu osiąść w Stanach Zjednoczonych. Nela była doskonałą kucharką, o jej wspaniałej kuchni, jak i jej zaradności, krążyły legendy, potrafiła na miniaturowej, hotelowej kuchence przygotować wystawną kolację dla wielu osób. Lubiłam czytać wstępy do przepisów, które są mini historyjkami, wspomnieniami Neli. Do dziś uśmiecham się, na wspomnienie opisu wyprawy do wystawnej kuchni państwa Rothschildów, w której to Nela miała nauczyć kucharza piec mazurek migdałowy, który tak bardzo smakował baronowi de Rothschild. "Kuchnia Neli" to kulinarna lektura obowiązkowa, zawierająca oprócz anegdot i historyjek, mnóstwo przepisów na przeróżne smakołyki.

"Siła nawyku" Charles Duhigg
Bardzo lubię książki, które uczą czegoś o mechanizmach jakie nami kierują. O rzeczach, na które nie zwracamy uwagi, są dla nas przezroczyste, a jednak są osnową naszych działań, szkieletem codziennej konstrukcji dnia. 
Jak rozłożyć taki szkielet na części pierwsze, jak to wszystko działa? Czy da się zmienić złe nawyki? Czy dobry, nowy nawyk może odmienić, a nawet uratować, życie? Jak firmy i agencje reklamowe wykorzystują działanie nawyku w swoich kampaniach reklamowych? Czy nigdy nie wygrywającą drużynę piłkarską, można za pomocą zmiany nawyków gry przekształcić w zwycięską drużynę? Ta książka odpowiada na wiele pytań, nawet tych, które nie wiedzieliśmy, że chcemy zadać, opowiada też zaskakujące (i autentyczne) historie i niezwykle inspiruje. Parafrazując fragment z książki: Dwie małe rybki płyną i spotykają starszą rybę, płynącą w przeciwnym kierunku. Ryba kłania się im i pyta "Hej chłopaki, jaka woda? "Dwie rybki płyną dalej, w końcu jedna patrzy na drugą i pyta "A co to jest ta woda?
"Wodą są nawyki, bezrefleksyjne wybory i niewidzialne decyzje, które otaczają nas każdego dnia - i które, wystarczy, że na nie spojrzymy, staną się znów widoczne" (cytat z książki).
Jeśli czytaliście "Zakupologię" Martina Lindstrom'a, ta książka również przypadnie Wam do gustu.

"Czosnek i szafiry" Ruth Reihl
Autorka była krytykiem kulinarnym "New York Times", w czasach kiedy nie było internetu, rozwiniętego rynku prasy kulinarnej, a wiele dzisiejszych kulinarnych trendów w ogóle nie istniało. Książka opisuje kulinarne środowisko Nowego Jorku lat 80-90tych, które wydaje się z aktualnej perspektywy czasowej nieco archaiczne, ale nic bardziej mylnego. To kopalnia perełek, odkryć i wielu szczegółów dających pogląd na współczesny kulinarno-restauracyjny świat. Dowiecie się kiedy wybuchła moda na sushi, a właściwie kiedy sushi zaczęto jadać jawnie i czemu wcześniej jadali je tylko Japończycy. Co robiła autorka by nie być rozpoznaną, jadając w tej samej restauracji kilka razy i jakie były tego konsekwencje. Ponadto odkrywa wiele zakulisowych, restauracyjnych smaczków. Ta książka to opis świata, czasów, które już nie istnieją, a mają w sobie coś, za czym się tęskni. Chce się być nie tyle w tych miejscach, co w tamtym czasie, uszczknąć trochę atmosfery, autentyczności, smaku,  esencji tamtego czasu. Obserwować jak z podziemi wychodzą i stają się bardzo popularne kuchnie, które wcześniej znane były tylko wśród zamkniętych społeczności.
Proszę nie zaczynać czytać tej książki na głodniaka. Opis wizyty Ruth z jej przyjaciółką, w japońskiej restauracji, która deklarowała (przyjaciółka, nie restauracja), że nie tknie surowej ryby, do dziś budzi u mnie natychmiastowy głód i nieopisaną chęć znalezienia się tam natychmiast (podobne uczucie miałam oglądając znakomity film o niezwykłej restauracji sushi i jej szefie, który to film bardzo polecam: "Jiro śni o sushi")

"Brudna robota" Kristin Kimball
Od czasu książki "Pod słońcem Toskanii", rozwinęła się swoista moda na książki o motywie przewodnim "zostawiam swoje miejskie życie, kupuję dom na wsi we Francji lub Włoszech i zaczynam nowe życie". Jedne z takich książek są mniej, inne bardziej udane, niektóre nie wciągają wcale, inne czyta się łapczywie i jednym tchem. Tak właśnie jest z książką Kristin Kimball.
Kristin to absolwentka Harvardu, mieszkająca w Nowym Jorku, lubiąca imprezować i żyć miejskim życiem. Wszystko zmienia się pewnego dnia, kiedy wybiera się na ekologiczną farmę, by przeprowadzić wywiad z młodym farmerem, Markiem. Mark jest wizjonerem i idealistą, który wierzy w to, że można żyć w zgodzie z naturą, prawie wszystko co potrzebne do życia uprawiać i stworzyć samemu, z minimalną ingerencją techniki. Mark jawi się jej jako czysta energia, siła natury. Nie wiedzieć kiedy Kristin zakasuje rękawy, pomaga w pracach na polu, a do Nowego Jorku wraca obolała, z pęcherzami na rękach i jeszcze o tym nie wiedząc, zakochana. 
"Rankiem w Święto Dziękczynienia mama przekazała kuchnię temu obcemu, wysokiemu  i dzikiemu mężczyźnie,on zaś bez reszty oddał się gotowaniu. Zaczął o szóstej (...) O trzeciej indyk wyszedł z pieca. Był doskonały, z chrupiącą, idealnie brązową skórką, godzien rozkładówki w książce kucharskiej. Mark już wcześniej skończył gotowanie i teraz na podwórku rąbał drzewo(...) Patrzyłam przez okno na jego mocne ciało, gdy wbijał siekierę w pień. Była jak siła natury, nie śpieszył się, ale i nie odpoczywał. Porąbał całą kłodę na polana, a potem wrócił do domu, żeby zrobić sos. Domieszał w rondlu trochę mąki do tłuszczu, dodał bulion, wino i zioła. Dani podeszła do piecyka, spróbowała i szeroko otworzyła oczy - Od tego sosu sutki mi twardnieją - szepnęła do mnie. Potem usiedliśmy i cała rodzina poddała się magii jedzenia. To był prosty posiłek bez ozdobników, sztuka kulinarna, która pozwala, by jedzenie mówiło samo za siebie"
Ta książka to jednak nie idylliczna opowieść o sielskim życiu na wsi, w rustykalnej kuchni, w której co rano, sączy się leniwie kawę z kubka w groszki, a życie upływa na zbieraniu jajek do wiklinowego koszyczka czy dojeniu krów. To kubeł zimnej wody, dla każdego kto tak widzi ewentualne życie na wsi. Książka pokazuje, jak żmudna, ciężka i wymagająca jest praca na roli, praca ze zwierzętami, życie zgodnie z porami roku i naturą, która bywa jak sroga i głodna zima, ale i wynagradza wszystko obfitym i pysznym latem. I jak bardzo trzeba kochać ziemię, zwierzęta, przyrodę, wiejskie życie zupełnie inne, niż to jak je sobie wyobrażamy. To piękna, surowa, pouczająca i czasem zabawna książka. Ale nade wszystko, bardzo prawdziwa. Świetna, soczysta lektura.

"Portret Doriana Graya" Oscar Wilde
Ten buntowniczy, irlandzki pisarz, napisał książkę, która w czasach jej powstania wywołała ogromny skandal, dziś natomiast należy do kanonu światowej literatury. 
Mówi się, że to książka o sztuce, która stoi ponad wszelkimi normami i zasadami. Jej bohater, wytworny i piękny dandys, swoje życie podporządkowuje szukaniu różnorodnych przeżyć estetycznych i rozkoszowaniu się pięknem. Żyje chwilą. W pogodni za wyznawaną ideą, w poszukiwaniu przeżyć coraz głębszych, nie waha się robić rzeczy coraz obrzydliwszych moralnie. 
Fizycznie, Dorian jest wciąż nieskazitelny, młodzieńczy i niewinny, prawda o nim widoczna jest jedynie na portrecie, schowanym w zamkniętym na klucz pokoju. Dla mnie nie jest to książka o sztuce per se, ale o naturze ludzkiej, moralnych dylematach i wyborze życiowych zasad. 
"Nagle jak błyskawica przemkneły mu przez myśl słowa, które wypowiedział był w pracowni Bazylego Hallwarda w dniu wykończenia obrazu. Tak, przypomina sobie dokładnie. Wyraził szalone życzenie, aby sam zachował młodość, a obraz natomiast się zestarzał, aby piękność jego nie więdła, a twarz na płótnie nosiła ślady jego namiętności i grzechów, aby na portrecie zarysowały się linie wyryte myślą i cierpieniem, on zaś sam zachował delikatny puszek i piękność dopiero co uświadomionej młodości. Czyżby się oto ziściło jego życzenie? Przecież to niemożliwe. Sama myśl o tym przejmowała trwogą. A jednak, obraz wisi przed jego oczami z wyrazem okrucieństwa na ustach" (cyt. z książki)


"Białe trufle" N.M. Kelby
"Gdy się spotkali Escoffier miał trzydzieści lat i zdążył już zrewolucjonizować zwyczaje wytwornego jedzenia posiłków w Paryżu(...) Podawał tylko najlepsze składniki i tylko w sezonie. Skomplikowane sosy uległy eleganckiemu uproszczeniu. Gest zastąpił przesadne zdobienia. Jedzenie zostało sprowadzone do czystej esencji i tak przerodziło się w tajemnicę, której można spróbować, a nie tylko ją podziwiać"
Auguste Escoffier - legenda, kucharz wybitny, reformator kuchni francuskiej. Przez wiele lat szefował kuchni w hotelach Ritz i Savoy. Gotował dla koronowanych głów, wybitnych osobistości i sław. Ta książka to, jakkolwiek to zabrzmi, oparta na faktach fikcja literacka, opowiada o jego życiu, miłości, pasji, żonie, z którą przez większość życia mieszkał oddzielnie. "Lista faktów i domniemanych faktów ciągnie się w nieskończoność, ale to, co niedopowiedziane, jest najciekawszą częścią historii czyjegoś życia" . 
Jest to opowieść, trochę sentymentalna, pokazująca jedzenie, rytuały z nim związane w sposób zmysłowy, pobudzający kulinarną wyobraźnię. Ale jest to też, a może przede wszystkim, opowieść o człowieku z krwi i kości, mającego swoje słabości i skazy. Dla osoby, która fascynuje się kulinariami, to przyjemna lektura, opisy są sugestywne i inspirujące, a biografia Escoffiera ciekawa i pełna różnych smaczków. Wszystko oscylujące wokół wydarzeń związanych z jego pracą i namiętnościami (co często trudno rozłączyć), czasem powiązane ze znanymi nam miejscami czy postaciami historyczno-politycznymi, co po raz kolejny potwierdza moją tezę, że niemal wszystkie drogi prowadzą do kuchennego stołu: sztuka, polityka, codzienność, relacje międzyludzkie, wiążą się w jakiś sposób z jedzeniem i zawiązują przy stole. "Pozwólmy jedzeniu mówić tam, gdzie słowa są bezradne - powiedział Escoffier do siebie, przeżegnał się i zaczął gotować tak, jakby zależało od tego jego życie"  (wszystkie cyt. pochodzą z w/w książki)


"Paryż, miasto sztuki i miłości w czasach belle époque" Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Marta Orzeszyna
Czy potraficie sobie wyobrazić Paryż bez wieży Eiffla? Czy wiecie kim byli flâneur czy midinetki? A czy wiecie, że wieża Eiffla była budowlą tymczasową? Zbudowana na cele Wystawy Powszechnej w 1900r., miała być po niej rozmontowana. Tak się jednak nie stało, a sama wieża stała się symbolem zupełnie nowego, przebudowanego, nowoczesnego Paryża. Budziło to wiele protestów Paryżan, uważano ją za brzydką, szpecącą miasto, co może nam sięwydawać dziwne, bo przecież dziś, wieża Eiffla to synonim Paryża.
Książka "Paryż, miasto sztuki i miłości w czasach belle époque" to kopalnia wiedzy o Paryżu tamtej epoki. Z każdej właściwie dziedziny: architektury, sztuki, nowinek technologicznych tamtego czasu, mody, praw kobiet, polityki, życia codziennego zwykłych ludzi i towarzyskiego i miłosnego życia ludzi sławnych, koronowanych głów, arystokracji, bon vivant'ów, bohemy, pisarzy, poetów, malarzy, aktorek, naukowców i kobietach dla których mężczyźni tracili głowę. O niezależnych, silnych kobietach, Marii Skłodowskiej-Curie, Colette, czy Misi Godebskiej. Pełen przekrój. Przeczytacie o polskim środowisku w Paryżu: artystach, pisarzach, naukowcach, arystokracji. Książka jest arcyciekawa, zawiera wiele pięknych fotografii, plakatów i rycin, znajdziecie tam wiele zaskakujących informacji i ciekawostek. To obszerna lektura, na długie jesienne i zimowe wieczory, przy której czasem wykrzykuje się do któregoś z domowników: "A czy wiedziałeś/łaś, że...?"
"Nasz chleb nie zawiera sztucznych dodatków", głosi napis w witrynie piekarni. Fot. z książki "Paryż, miasto sztuki i miłości w czasach belle époque"

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

zazdroszcze tylu ciekawych ksiazek

Ania pisze...

Przez 'Białe trufle' nie mogłam przebrnąć... ale bardzo kusi mnie 'Brudna robota' oraz 'Czosnek i szafiry' :-) Na pewno znajdą się na mojej półce;-) Pozdrawiam

Kasia pisze...

Kuchnia Neli jest wspaniala, Czosnek i szafiry bardzo mi sie podobal wlasnie ze wzgledu na epizody i wyszukane male knajpki w NYC, ktore malo kto wtedy znal...
Doriana Greya zaczelam, moze kiedys skoncze;)

Doskonale recenzje:)
Pozdrawiam!

Aurora pisze...

TRUFLE :D BIAŁE :D

Monika Czarnecka pisze...

książka Ruth Reichl już znalazła się na mojej jesiennej licie ksiażek do przeczytania:)

zapraszam na mojego bloga
http://le-moniada.blogspot.com/

Kasia Bolek pisze...

"Białe trufle" już przeczytane, teraz czytam "Brudną robotę", ale już widzę kolejne pomysły jak zagospodarować nadmiar gotówki :)

katarzynka pisze...

Białe Trufle czytałam na greckiej plaży, podwójna przyjemność ;) Świetnie się czyta, na jeden kęs. Czytelnikom o słabszych nerwach i wrażliwych żołądkach radzę ominąc fragment o ortolanach...

Agnieszka pisze...

Dziękuje za rekomendacje. Dwa tytuły już zamówione:) pozdrawiam,